Nieźle się zapowiadało, ale wyszło jak zwykle. Tak najkrócej można streścić opinie różnych środowisk na temat mijającego roku w ochronie zdrowia. Nasi rozmówcy członkowie Porozumienia Organizacji Lekarskich podkreślają szumne zapowiedzi i opłakane (lub trudne do przewidzenia) rezultaty działań resortu zdrowia, niedokończone lub wypaczone reformy, a także brak woli w rozwiązywaniu oczywistych spraw.
Zdaniem Jacka Krajewskiego, Prezesa Federacji Porozumienie Zielonogórskie, w 2014 r. Ministerstwo Zdrowia wreszcie wykazało aktywność i wolę wprowadzania zmian. Pojawiły się nowe pomysły, głównie dotyczące zmniejszenia kolejek do specjalistów i mające poprawić sytuację pacjentów onkologicznych.
- Samą tę aktywność należy ocenić pozytywnie – uważa Jacek Krajewski. – Jednak została ona przełożona na praktykę w sposób budzący kontrowersje. Słuszne założenie pakietu kolejkowego, czyli wzmocnienie pozycji lekarza POZ, zostało zrealizowane w sposób daleki od ambitnych planów. Przerzucono np. do POZ pewne kompetencje, które w praktyce lekarza rodzinnego są zupełnie nieprzydatne, pomijając wiele innych, jakie powinny się tam znaleźć. Z kolei pakiet onkologiczny jest wprowadzany w takim pośpiechu i chaosie, że stawia pod znakiem zapytania powodzenie całego tego pomysłu.
Szef Federacji Porozumienie Zielonogórskie szczególnie krytycznie ocenia tegoroczne ustawodawstwo, dotyczące POZ, a zwłaszcza zmianę ustawy o finansowaniu świadczeń zdrowotnych ze środków publicznych, która do POZ „wprowadziła” internistów i pediatrów. Zdaniem Krajewskiego, był to zdecydowany krok w tył, przywracający system z początku lat 90-tych, gdy w przychodniach pracowali lekarze różnych specjalności. Powrót do przeszłości jest w tym wypadku tym bardziej niezrozumiały, że nie ma także sensu ekonomicznego – choćby dlatego, że ze względu na swoje kompetencje, pediatra i internista muszą pracować razem.
Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, dostrzega jeden pozytywny aspekt roku 2014. Było to w jego opinii wystąpienie premiera Donalda Tuska na początku roku, który stanowczo zapowiedział, że trzeba usprawnić dostęp do leczenia, zwłaszcza pacjentów onkologicznych.
- Po raz pierwszy ze strony rządu usłyszeliśmy, że coś należy zmienić – mówi Krzysztof Bukiel. – Dotychczas przekonywano społeczeństwo, że nie jest tak najgorzej. Przełomem była także zapowiedź zniesienia limitów w onkologii. To niewątpliwie krok do przodu.
Inna sprawa, w jaki sposób minister zdrowia wywiązał się z zadania. Szef OZZL wątpi, czy założenia pakietu onkologicznego uda się zrealizować. Uważa także, że za znacznym poszerzeniem kompetencji lekarzy POZ powinien iść wzrost finansowania, a jeśli to nie nastąpi - reforma się nie uda. Krzysztof Bukiel podkreśla także brak dialogu resortu z organizacjami lekarzy. Tyle, że nie jest to nowość, a raczej ugruntowana zła praktyka.
Na pytanie, czego oczekiwałby od ministra zdrowia, oceniając jego działania w mijającym roku, Bukiel odpowiada krótko:
- Od Bartosza Arłukowicza? Niczego. Powinien odejść.
Zdaniem Prezesa Polskiej Federacji Pracodawców Ochrony Zdrowia Andrzeja Grzybowskiego, najważniejsze, że w mijającym roku nie doszło do takich rozwiązań, które mogłyby zachwiać równowagą systemu (jak wcześniej np. ustawa refundacyjna).
- W tym roku wprawdzie pojawił się pełen absurdów pakiet onkologiczny, który może mieć znaczące konsekwencje, ale na razie jeszcze do końca nie można przewidzieć jego skutków – zastrzega Grzybowski.
Na tym jednak kończą się pochwały roku 2014 ze strony szefa PFPOZ. W jego ocenie najpoważniejszy zarzut wobec ludzi odpowiedzialnych za organizację systemu dotyczy „grzechu zaniechania”. Andrzej Grzybowski uważa, że to był rok w ogromnej mierze zmarnowany.
- Nie wykorzystujemy możliwości rozwoju – uważa prezes PFPOZ. – Na skutek niemocy legislacyjnej marnotrawione są publiczne pieniądze. To prawda, że ich brakuje, ale nawet te, które są, można lepiej wykorzystać.
Jako jeden z bulwersujących przykładów Grzybowski podnosi brak skutecznych regulacji, które pozwoliłyby przesunąć szereg świadczeń ze szpitali do AOS. To, że świadczenia ambulatoryjne lub szpitalne w ramach chirurgii jednego dnia są tańsze od wykonywanych w ramach hospitalizacji, nie budzi najmniejszych wątpliwości, ani też kontrowersji. A jednak NFZ nie wspiera zabiegów w AOS (ani w ramach chirurgii jednego dnia), a mógłby to zrobić poprzez odpowiednią wycenę procedur.
- Wiele zabiegów można by wykonywać w warunkach ambulatoryjnych, ale w Polsce podmiotom leczniczym to się po prostu nie opłaca – mówi Grzybowski. – Podam przykład z okulistyki, bo sam jestem okulistą. W krajach zachodnioeuropejskich 99,9 proc. operacji zaćmy robi się ambulatoryjnie. W Polsce – 90 proc. odbywa się w szpitalu. Gdzie my jesteśmy? To nie tylko kompromitacja naszego systemu, ale i marnotrawienie pieniędzy. Kolejny bulwersujący fakt: największy ośrodek okulistyczny w Sztokholmie (aglomeracja liczy ok. 1,5 mln ludności), ma 3 łóżka. W dużo mniejszym Poznaniu mamy ich 100.